co powiedzieć mamie , gdy chce wyjść ? bo dzisiaj byłam od 13. do 17 i powiedziałam że jadę do plazy z koleżanką a tak na prawdę to byłam na boisku . i bez przypału. a jutro chce znowu iśc , ale muszę nowego coś wymyślić żeby mnie puściła przynajmniej na 3 godziny .
bo proglem w tym , ze ja chce sie spotkac z moim chłopakiem . a nie moge powiedziec maie ,,mamo ide sie spotkac z chłopakiem,, bo na temat chłopaków mam u mamy lipe . wiec unikam tego tematu . a chciałabym wyjsc nawet i z kolezanką gdzies czy cos a nie siedziec w domu jak w klatce mam dosc bo ona mi nigdy nie pozwala a jak pozwoli to co
hmm.Mam jeden spoosób .Bierzesz kredke do oczu nie wiem czy jesteś chłopakiem czy dziewczyna ale jesli chłopakiem to twoja mama powinna mieć I rozsmarowujesz pod oczami tylko dokładnie i wtedy powstaja takie wory pod oczami .Potem bierzesz ręcznik maczasz w gorącej wodzie i przykładasz do twrzy na jakąś minute .Wygląda jak byś
Ostatnio nawet upozorowałam okres żeby uniknąć pytań. Chcemy z chłopakiem powiedzieć zanim zacznie się rok szkolny, bo mam jeszcze 2 lata szkoły. Tylko boję się ich reakcji, ponieważ nie mam z nimi za dobrego kontaktu. Z tatą tym bardziej, z nim to praktycznie wgl nie rozmawiam. W jaki sposób można im to delikatnie powiedzieć?
Mam karę a chce się spotkać z chłopakiem. Co powiedzieć mamie żeby mnie puściła na to spotkanie? 2011-05-01 19:00:11; Czy powiedzieć mamie o spotkaniu z chłopakiem? 2012-07-18 19:57:32; Jak powiedzieć mamie że chce jechać z chłopakiem na basen? 2012-10-05 15:50:01; Musze wyjść co powiedzieć mamie? 2013-01-01 00:28:26
- Więc co mama ma zrobić? - Pomóc dziecku nazwać jego uczucia, powiedzieć np. "rozumiem, że jesteś zły, bo chcesz, żeby tata był z nami. Powiedz mi o tym, ale mnie nie obrażaj ". Dziecku łatwiej wtedy zrozumieć, co się z nim dzieje. Dowiaduje się też, że ma prawo mówić o swoich uczuciach do taty.
. fot. Adobe Stock, VadimGuzhva Moi rodzice zawsze byli wymagający, ale mimo to sądziłam, że mnie kochają. Musiałam dużo się uczyć, nie pozwalano mi chodzić na dyskoteki ani na spotkania ze znajomymi. Mama powtarzała, że całe to towarzystwo nie jest dla mnie. A ja właśnie poznałam Huberta I chociaż nie miałam pojęcia, kogo dokładnie ma na myśli moja mama, byłam pewna, że według niej Hubert na pewno nie był dla mnie. Bardzo go pokochałam. Spotykaliśmy się w tajemnicy, wolałam, żeby u mnie w domu o nim nie wiedzieli. Byłam w maturalnej klasie, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Ogarnęło mnie takie przerażenie, że nawet nie potrafię opisać. Zabezpieczaliśmy się, a tu nagle taka niespodzianka. Nawet Hubertowi bałam się o tym powiedzieć. Nie byłam pewna, jak zareaguje. – Cóż on mi pomoże? – myślałam. Widział, że coś jest ze mną nie tak, ale uparcie zbywałam wszystkie jego pytania. Powtarzałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wkładałam coraz szersze bluzki, utyskiwałam głośno, że znowu przytyłam, jakoś nie było po mnie od razu widać. Tak długo utrzymywałam wszystko w tajemnicy, aż wreszcie matka sama zaczęła coś podejrzewać. Pewnego wieczora zawołali mnie z ojcem do salonu. Tata siedział w fotelu, mama stała przy oknie. Patrzyli na mnie jak na skazańca. I tak się czułam. – Justyna… – zaczęła mama zdecydowanym tonem. Żadnych wstępów, żadnych pomocniczych pytań, od razu padło to konkretne, najważniejsze: – Czy ty nie jesteś w ciąży? – Skąd wiesz? – zapytałam odruchowo i tak naprawdę poczułam ulgę. Skoro już wiedzieli, to niech się dzieje, co chce. Przecież mnie nie zamordują. Są moimi rodzicami i mi pomogą. – A więc to prawda? – ojciec podniósł się z fotela. – Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego? Nie masz nawet matury. I co zamierzasz zrobić? Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Sądziłam, że ojciec zapyta, jak się czuję albo kto jest ojcem. Sama czułam się jeszcze jak dziecko. Pragnęłam, żeby ktoś zadecydował za mnie. Spojrzałam błagalnie na mamę, szukając u niej pomocy, ale ona nie odezwała się słowem. Odwróciła wzrok i spojrzała gdzieś za okno. – Mamo… – szepnęłam. – Teraz szukasz rady u matki? – głos mojego ojca był zimny jak lód. – Chyba już jest za późno na matczyne rady. Nie słuchałaś tego, co do tej pory mówiła, więc skoro uważasz, że jesteś taka dorosła, radź sobie sama. My twoich dzieci wychowywać nie będziemy. – Ale tato… – próbowałam coś tłumaczyć, ale przerwał mi wpół słowa. – Jutro masz się wyprowadzić – oznajmił i wyszedł. Po prostu wyszedł, nie oglądając się na mnie. Stałam jak wmurowana. Wszystkiego bym się spodziewała, krzyków, awantury, łez, ale nie czegoś takiego. Tak naprawdę to chyba nie mógł mnie wyrzucić, nie wolno mu było. Ale jeśli nie chcieli mnie w domu, to nie mogłam tu zostać – uniosłam się honorem. Tylko gdzie miałam pójść? – Mamo? – wyszeptałam jeszcze i poczułam, jak łzy powoli zaczynają mi spływać po policzkach. – Przykro mi – mama nadal patrzyła przez okno. – Sama się o to postarałaś. Tej nocy nie zmrużyłam oka. Wyszłam z domu bardzo wcześnie, kiedy rodzice jeszcze spali. Nie chciałam się z nimi żegnać, nie chciałam ich w ogóle oglądać. Posiedziałam trochę na ławce w parku, a potem pojechałam do przyjaciółki. Dopiero u niej znowu się rozpłakałam. Siedziałam na łóżku w jej pokoju i ryczałam jak małe dziecko. Edyta milczała, podając mi coraz to nowe chusteczki. Kiedy już trochę się uspokoiłam, zapytała: – A co na to wszystko Hubert? – On nic nie wie – chlipnęłam. – Ty chyba głupia jesteś – stwierdziła moja przyjaciółka. – Bierz telefon i dzwoń do niego – zaordynowała. – A co mam mu powiedzieć? – Wszystko. – Ale… – Nie ma żadnego „ale”, moja droga. Nie zachowuj się, jakby to był tylko twój problem. W końcu to Hubert jest ojcem dziecka, prawda? Kiwnęłam głową. – Więc dzwoń. – Ale mam się przyznać, że rodzice wyrzucili mnie z domu? – chlipnęłam. – Dzwoń! – Edyta wcisnęła mi do ręki swoją komórkę. Zatelefonowałam, ale tak się jąkałam, tak płakałam, że w końcu zdenerwowana Edyta zabrała mi aparat i w kilku słowach powiedziała wszystko mojemu chłopakowi. – Zaraz tu będzie – oznajmiła. Hubert przyjechał po godzinie. Przytulił mnie, a ja znowu się rozpłakałam – Nie becz – szepnął mi do ucha. – Zabieram cię do domu. – Do siebie? – zapytałam przerażona. – Co powiedzą twoi rodzice? – Mama kazała mi cię zabrać do nas. – Powiedziałeś im? – Tylko mamie, ojciec jest w pracy. Godzinę później siedziałam w kuchni mamy Huberta, jadłam kanapki, piłam herbatę z cytryną i cały czas płakałam. Nie potrafiłam się opanować, co chwilę jeszcze wycierałam łzy. Moja przyszła teściowa gotowała coś na kuchni i co chwila na nas spoglądała. Miała zatroskane spojrzenie, ale raczej nie było w nim gniewu ani złości. – Nie płacz – odłożyła drewnianą łyżkę i usiadła przy stole. – Jesteście bezmyślnymi dzieciakami – stwierdziła. – Ale co się stało, to się nie odstanie. Teraz trzeba zadbać o ciebie i o dziecko. Zostaniesz u nas – powiedziała to tak spokojnie, zupełnie bez nerwów. Ja zareagowałam jeszcze większym płaczem. Wtedy mnie przytuliła. – No nie płacz, dziecko – powtórzyła. Jeszcze długo nie mogłam się uspokoić. Nie potrafiłam przejść do porządku nad tym, że zupełnie obca kobieta, bo właściwie niewiele znałam rodziców chłopaka, jest dla mnie lepsza niż rodzona matka. Ona nie stanęła wczoraj w mojej obronie, kiedy ojciec kazał mi się wyprowadzić. W końcu zmęczona zasnęłam w pokoju Huberta. Kiedy się obudziłam, był już wieczór. Słyszałam przyciszoną rozmowę dochodzącą z kuchni, nieco podniesiony głos mężczyzny i załamujący się Huberta, który najwyraźniej się tłumaczył. Wrócił jego ojciec i teraz będziemy musieli oboje się wynieść – pomyślałam. Bałam się wyjść z pokoju, czekałam, aż odgłosy rozmowy ucichną. Nie musieliśmy się wyprowadzać. Ojciec Huberta był zdenerwowany, zagniewany i wcale nie usiłował tego ukrywać, ale nikt nikogo za drzwi nie wyrzucał. Zamieszkaliśmy z Hubertem w jego małym pokoju. – W końcu będziesz matką naszego wnuka… – usłyszałam od przyszłej teściowej i znowu się poryczałam. Nie bardzo miałam siłę chodzić do szkoły, ale po kilku dniach jakoś zebrałam się w sobie. Ostatecznie mojej ciąży nawet jeszcze nie było widać, może więc zdążę zdać maturę. Rodzice do mnie nie dzwonili. Chyba naprawdę ich nie interesowało, co się dzieje ze mną i ich wnukiem. Jasia urodziłam po maturze Teściowie kupili wózek, łóżeczko i inne potrzebne rzeczy. Hubert stwierdził, że zrezygnuje ze studiów i pójdzie do pracy, ale jego ojciec trzasnął pięścią w stół i krzyknął, że się nie zgadza. Nie miałam odwagi zadzwonić do mamy, bałam się, że jak usłyszę jej głos to wybuchnę płaczem. A jeszcze bardziej, że nie odbierze ode mnie połączenia. Jednak teściowa tak długo przekonywała mnie, żebym dała znać rodzicom, że wszystko u mnie w porządku, że w końcu wysłałam SMS-a. Po chwili dostałam krótką odpowiedź: „Życzę wszystkiego dobrego. Mama”. Nawet nie zadzwoniła, nie zapytała, gdzie mieszkam, jak sobie daję radę. Przecież jestem jej córką, jedyną, a Jaś to jej wnuk. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie będę tak się zachowywała w stosunku do syna ani innych moich dzieci. Będę brała przykład z teściowej, ona jest lepszą kobietą, lepszym człowiekiem i lepszą matką. Kiedy Jaś skończył pół roku, wzięliśmy z Hubertem ślub i ochrzciliśmy synka. Teściowie kupili mi skromną sukienkę i wszystkie potrzebne rzeczy. Nie mogłam uwierzyć, kiedy zobaczyłam na ślubie moich rodziców. Przyszli, ale tylko do kościoła. Na przyjęcie, które zorganizowała teściowa, już nie. Nie dostałam od nich prezentu. Tylko Jasiowi mama wsunęła pod ubranko trzysta złotych. Czy to miało znaczyć, że już nie jestem ich córką? Zawiodłam ich, więc się mnie wyrzekli… Mieszkaliśmy u teściów do czasu, aż Hubert skończył studia i poszedł do pracy. Było nam ciasno, ale nie narzekałam. Przez długi czas byłam na ich utrzymaniu. Nigdy nie powiedzieli mi złego słowa i tylko im zawdzięczam, że zdecydowałam się na zaoczne studia. Dzisiaj mieszkamy już sami, wynajęliśmy dwupokojowe mieszkanko niedaleko teściów. Hubert całkiem nieźle zarabia, a i ja niedługo kończę studia i pójdę do pracy. Z dwóch pensji będzie nam łatwiej się utrzymać. Teściowie cały czas nam pomagają. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Masz w swoim otoczeniu osobę, która dopiero co została mamusią? Czy wiesz czego nie mówić mamie? Zobacz również: 22 sytuacje, które zrozumieją tylko kobiety w ciąży 1. Najważniejsze żeby dziecko było zdrowe…2. Wyglądasz na Kiedy planujesz powrót do pracy?4. Słuchaj, mam dla Ciebie radę…5. Planujecie więcej dzieci?6. Fajnie tak przez tyle czasu nie pracować, siedzieć w Czy przesypia całą noc?8. Może jest głodny…9. Ale miałam świetne wyjście w ten weekend!10. Przecież możesz spać wtedy, kiedy mały No, no… ciekawe, kiedy uda Ci się zrzucić te zbędne kilogramy. 1. Najważniejsze żeby dziecko było zdrowe… Nieważne, że mama ledwo chodzi i nie ma na nic siły, śpi po trzy godziny dziennie, prawda? Zdrowie dziecka jest jedną z najważniejszych spraw, ale zdrowie mamy też jest ważne! 2. Wyglądasz na zmęczoną. Serio? 3. Kiedy planujesz powrót do pracy? Kobieta dopiero co urodziła dziecko, dajcie jej żyć! 4. Słuchaj, mam dla Ciebie radę… Jeżeli mama będzie potrzebowała rady, to sama o nią poprosi. 5. Planujecie więcej dzieci? Spokojnie, przed chwilą urodziła pierwsze niemowlę. 6. Fajnie tak przez tyle czasu nie pracować, siedzieć w domu. Nie wiesz, co mówisz. Ta kobieta nigdy nie pracowała tak ciężko jak teraz. 7. Czy przesypia całą noc? W 99% odpowiedź brzmi: nie. 8. Może jest głodny… Każda, no prawie każda, mama wie, kiedy jej dziecko jest głodne, być może chwilę temu je karmiła. 9. Ale miałam świetne wyjście w ten weekend! To chyba ostatnia rzecz, o której młoda mama może w tym momencie myśleć. Przestań ją zadręczać swoimi głupkowatymi opowieściami o kolejnej randce. 10. Przecież możesz spać wtedy, kiedy mały śpi. Świeżo upieczona mama słyszy ten tekst zapewne 17 razy dziennie. To tak nie działa- zrozum. 11. No, no… ciekawe, kiedy uda Ci się zrzucić te zbędne kilogramy. Ani słowa o wadze! Zrozumiano?! (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 5 Średnia: 5]
To, jak zwracać się do teściowej, jest tematem wiecznie żywym. Mówić do teściowej Mamo, per Pani a może bezosobowo? Przychodzi ten jakże przełomowy ;-) moment naszego życia, gdy łączymy się w pary i poznajemy rodziców naszego partnera i nie wiemy jak mówić do swoich teściów! ;-) Po zazębieniu się naszej relacji z partnerem bywa tak, że decydujemy się nasz związek scementować ślubem albo jakoś sformalizować i nasi potencjalni teściowie już nie są potencjalnymi! Stają się rzeczywistymi! Ha, i część z nas zastanawia się wtedy jak daną sytuację ograć. To znaczy jak powinni się zwracać do teściowej i teścia, którzy nie do końca są już im obcy. Są częścią rodziny, wobec tego fajnie by było wiedzieć, czy mówimy do mamy naszego partnera po imieniu, czy zwracamy się bezosobowo, a może per Mamo, Tato? A może per Pani, Pan? Nie zawsze jest to sytuacja łatwa i spędza wielu sen z powiek. Monika* i Paulina* w krótkim odstępie czasu napisały do mnie maile, w których miały niemalże bliźniaczy problem. Przytoczę fragment wiadomości Pauliny, która nie za bardzo wie, jak powinna zwracać się do swojej Teściowej: „[…] Jesteśmy małżeństwem od roku. Przed ceremonią ślubną zwracałam się do mojej przyszłej teściowej bezosobowo. Starałam się, aby brzmiało to grzecznie, jednocześnie wiedziałam, że dość nieswojo czuję się zwracając się tak do mamy mojego Męża. To były zwroty jak do kobiety z okienka PKP, pozbawione jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego. Nasze stosunki były poprawne. Bez jakiejś nadmiernej wylewności, ale też nie zdarzały nam się nigdy sprzeczki. Łudziłam się, że po ślubie teściowie wyjdą z inicjatywą i powiedzą, abym mówiła do nich albo po imieniu albo per mamo i tato, jednak nic takiego się nie stało. Podczas rozmowy z moim mężem zaproponował mi on, abym sama po prostu zaczęła mówić do jego mamy per mamo. Podczas jednego z niedzielnych obiadów kiedy nalewałam wszystkim rosół, postanowiłam przełamać lody i powiedziałam do mamy mojego małżonka: „Mamo, wystarczy czy jeszcze jedną chochlę nalać?” Na co ona powiedziała stanowczo i wyraźnie: „Przepraszam, a od kiedy to ja jestem Twoją mamą?” Madzia, uwierz mi, że w tamtym momencie tak, jak stałam z tą chochlą w łapie, tak ugięły się pode mną nogi i nie wiedziałam, co mam z siebie wydukać. Mój mąż z teściem nie zwrócili w ogóle na to uwagi, bo komentowali mecz piłki nożnej, a ja wtedy zapadłam się pod ziemię. W końcu powiedziałam, że się przejęzyczyłam i dalej nie komentowałam sytuacji. Czy ja zrobiłam coś źle?! A może mam do niej mówić per pani? Niech mi ktoś powie, jak to ugryźć, po od tamtej pory cała się trzęsę na myśl o kolejnej wizycie. A kiedy pojawią się dzieci, to jak to miałoby niby wyglądać? […] „ Zagotowałam się po tym mailu! Przedstawię zatem moje zdanie i nie wiem, czy pokryje się ono w całości z zasadami savoir vivre’u, ale zrobiłam mały research, aby mieć solidną podstawę i nie pieprzyć głupot. Nie chcę rzucać argumentami z kapelusza. Otóż moim skromnym zdaniem, które potwierdzają reguły savoir vivre’u, to nikt inny jak właśnie starszy od nas powinien pierwszy zagaić na temat tytułowania się! Błąd popełniła Paulina, która założyła, że ma do czynienia z kobietą, która zna zasady, którymi świat się kieruje. To jej teściowa powinna mieć odrobinę ogłady i zaproponować swojej synowej jakieś rozwiązanie. Skoro jej syn jest już rok po ślubie, to wypadałoby się ogarnąć, kolokwialnie to ujmując i zaproponować cokolwiek. CO-KOL-WIEK. A do wyboru jest kilka rozwiązań: 1. per MAMO. Ciepło i przyjaźnie. Jeśli relacja teściowa-synowa jest bardzo życzliwa i żadna ze stron nie ma nic przeciwko, to uważam to za świetne rozwiązanie! To mama naszego partnera powinna wyjść z taką propozycją, jeśli ma na to ochotę. Pamiętam, że tak właśnie zwracała się moja Mama do swojej teściowej, czyli mamy mojego taty. To moja babcia takie rozwiązanie zaproponowała mojej Mamie, na co moja Mama chętnie przystała. Co więcej, moja Mama często mówiła do swojej teściowej nawet per mamusiu! „Mamusiu, czy podałabyś mi cukier?” Mega ciepłe i chyba rzadkie rozwiązanie. 2. per MAMO, ale odrobinę inaczej. I tutaj posłużę się poprzednim zdaniem i na nim spróbuję to zobrazować. „Czy podałaby mi Mama cukier?” Dla mnie to trochę dziwny zwrot, ale jeśli dobrze pamiętam, to tak właśnie mówił mój tata do swoich teściów i nawet tak mówił do swoich rodziców. Tak też mówi nawet mój mąż do swoich rodziców. Ja nigdy tego nie praktykowałam i do swoich rodziców mówiłam po prostu: „Mamo, podałabyś mi cukier?”. Od kiedy pamiętam bardzo bezpośrednio zwracaliśmy się z rodzeństwem do naszych rodziców. Z tego co wiem, to Teściowie mojego taty, czyli moi dziadkowie, sami zaproponowali zwrot per mamo i per tato. I słusznie, że chłopina się musiał się zastanawiać, jak mówić do swoich teściów, tylko podano mu to jak kawa na ławę i nie miał z tym problemu. 3. per PANI Kurde. Wiem, że mnóstwo jest takich przypadków. Niektórzy po prostu nie czują się na siłach mówić do teściów per mamo i tato. Uważają, że mamę i tatę mają tylko jednych i koniec kropka. Szanuję. Taki zwrot trochę zwiększa dystans i może odrobinę dezorientować dzieciaki, ale co kto lubi, że tak powiem. W sumie per pani też jest spoko. Jak już wspomniałam wcześniej – to teściowie musieliby wyjść z taką inicjatywą, aby nie było per Pani, jeśli mają na to ochotę. „Czy podałaby mi pani cukier?” Można i tak. Trochę tylko niezręcznie, ale jak wspomniałam, każdy wybiera co dla niego najlepsze. 4. per TEŚCIOWO I tutaj słyszałam o wielu wariacjach, tego zwrotu. „Czy Teściowa podałaby mi cukier? „Teściowo, czy podałabyś mi cukier?” „Czy teściowa poda mi cukier?” [czy mi nie poda? Oto jest pytanie. :D Dla mnie słowo „teściowa” jest jakieś takie oschłe i staram się go unikać w rozmowach, ale doskonale rozumiem, że ja mogę być „insza”. Wszyscy musimy jakoś manewrować z tymi zwrotami, jeśli nic innego nie zostało nam zaproponowane, albo jeśli nie za bardzo nam po drodze z pewnymi propozycjami, bo i tak bywa. 5. bezosobowo Znam wiele osób, które tak właśnie zwracają się do swoich teściów. O ile wszystkim to odpowiada, to spoko. W rezultacie bywa to męczące, wiem to po sobie. „Czy mogłabym prosić o cukier?” – przejdzie jakoś :-) Ta forma ma potencjał ewoluować, gdy pojawiają się dzieci! ;-) I może to brzmieć: „Synku, babcia poda Ci cukier.” Babcia poda, czy nie poda? :D 6. po imieniu! Mój mąż jest z moimi rodzicami po imieniu. Zaproponowali mu to już chyba na pierwszym spotkaniu. Zresztą, moi rodzice to mega luzackie istoty i zdziwiłabym się, żeby kazali mówić sobie per Mamo czy per Tato jeśli dzieli ich i mojego M. dekada :D Ja bym miała wtedy niezły ubaw. Myślę, że nawet gdyby byli starsi sporo od mojego Męża nadal zasugerowali by mu zwracanie się do nich po imieniu. „Magda, podasz mi ten cukier ?” [czy solą w oko dostanę?] :D Mega naturalne. Takie fajne, kurde no :-) Życzyłabym takiego zwrotu wielu z nas. Co więcej! Mój dziadek nawet zaproponował mojemu Mężowi zwracanie się do niego po imieniu. Tutaj mój M. ma chyba mały problem i się jeszcze nie przełamał, ale to raczej kwestia czasu, myślę ;-) Konkludując już. Teściowa Pauliny lepiej by się ogarnęła, nie będę owijać w bawełnę. A jeszcze lepiej, aby na ten temat mógł porozmawiać ze swoją mamą mąż Pauliny. To zachowanie było wybitnie oschłe, moim daniem nawet bezczelne. Może jest druga strona medalu, o jakiej nie wiemy? Uważam, że ten przytyk to było zachowanie poniżej pasa i sugeruje mi jakiś poważny problem. Może czas dojrzeć do tego, że Syn wybrał sobie za żonę właśnie jej Synową? Planują zapewne dzieci i miło by było, jakby się określiła, czy chce być Panią, Mamą czy może wybiera opcję numer 5, bo nie zanosi się na pytanie do publiczności ani telefon do przyjaciela… Na miejscu Pauliny zaczęłabym tytułować ją jeszcze inaczej i jakże celnie i prawdziwie, po nazwisku, bo czemu nie! :D „Pani Kowalska, podałaby mi pani cukier?” :D ;-) Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!
Nie umiem mówić o miłości. Słowa mi się lepią do warg, gasną w ustach, powszednieją. Są nieładne, nieśmiałe, niezdarne. Niegodne zupełnie. Dlatego nie mówię ani o miłości ani o przywiązaniu, ani o tym ile komu zawdzięczam. Ty też nie mówisz, wolisz inaczej. Od lat czytamy sobie siebie między wierszami. Jestem drobnostką przy Tobie. Maleństwem. Próbowałam napisać o Tobie już tyle tekstów, ale zaczynam i kończę na nieśmiałej interpunkcji. Jesteś jak wszechświat dla mnie. Ty wszechświat, a ja maluszek w środku. Nie umiem podsumować Cię jednym zdaniem. Pewnie nie mogłybyśmy różnić się od siebie bardziej. Kiedy chcesz iść w prawo, wiesz, że pójdę w przeciwną stronę. Kiedy doradzasz mi prostą drogę, wiesz doskonale, że będę kluczyć w kółko aż się pogubię i zbiję kolano. Wszystko na opak, z zupełnie innej perspektywy. Wiem, jak wiele razy musiałam tym łamać Ci serce. Lubię na Ciebie patrzeć. Przyglądać Ci się z boku i uczyć się na pamięć gestów. Jak lepisz pierogi albo jak ślęczysz przed komputerem, rozkładając na części kolejny projekt. Jak marudzisz (i doprowadzasz mnie tym do szału). Jak przerzucasz dokumenty w zupełnym chaosie, w którym tylko Ty jesteś w stanie się rozeznać. Jak wcierasz krem w dłonie, jak mówisz o mnie z niedowierzaniem: „cały tatuś!”. Jak zerkasz na mnie z miłością. Nie umiem Ci tego powiedzieć, ale napiszę: jesteś najsilniejszą kobietą na świecie. Fenomenem. Moim punktem odniesienia. Nie mogę wyjść z podziwu, a wiesz, że wymagam od Ciebie najwięcej. Nie ma sytuacji, z której nie potrafiłabyś wybrnąć. Nie ma kryzysu (także mojego), którego nie potrafiłabyś pokonać. Mogłam trzaskać drzwiami tysiące razy, a Ty i tak otwierałaś je dla mnie z uśmiechem i czułością. Uczysz się moich marzeń, choć nie do końca potrafisz je zrozumieć. Pozwalasz mi iść własną drogą, choć wiesz, że stale podchodzę zbyt blisko ognia. Pamiętam, jak zarywałaś noce, szyjąc mi stroje na przedstawienia w przedszkolu. Jak wieczorami kleiłaś z tatą karmniki dla ptaków na moje zajęcia plastyki. Jak próbowałaś wytłumaczyć mi geometrię (niestety bezskutecznie). Pamiętam Twoje poświęcenie i nadgodziny, żeby było nas stać na moje wakacje, wycieczkę, aparat ortodontyczny. Twoją bezradność i cierpienie, kiedy przestałam widzieć sens, zamykałam się w pokoju i bez końca płakałam w poduszkę. Pamiętam Twoje „poradzimy sobie”, kiedy po roku znowu zawalił mi się świat i nie chciałam już stawiać mu czoła. Tylko Ty widziałaś mnie tak kruchą, cierpiącą, bezradną – a i tak stale zapewniałaś mnie o tym, że jutro przyniesie rozwiązanie. Miałaś rację. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jakie to trudne – być moją mamą. To od Ciebie uczę się kobiecości. Podkradam Ci szale, bo wszystkie pachną Tobą i domem. Maluję usta i łapię się na tym, że stroję miny podobne do Twoich. Piszę po nocach, pracuję Twoim rytmem. Chciałabym Ci dorównać, ale chyba nie mam szans – w moim wieku miałaś już dwójkę dzieci, męża, pracę, trudne studia, nerwy ze stali i sto pomysłów na minutę. Jakim cudem wciąż masz w sobie tyle energii? Jesteś fascynująca. Niezwykła. Piękna. I pewnie nawet nie masz pojęcia, jak bardzo jestem wdzięczna za to, że jesteś moją Mamą. K Katarzyna J. Piotrowska Specjalistka ds. marketingu i PR, konferansjerka, blogerka, żona, mama, współtwórczyni Vicommi Media. Ekspertka w komunikacji firm z branży medycznej i farmaceutycznej, entuzjastka mediów, wieloletnia redaktor naczelna serwisów medycznych. Pasjonatka pisania i budowania trwałych, szczęśliwych relacji. Zakochana w swoim mężu i stale poszukująca nowych dróg dobrego życia. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej.
Jak rozmawiać z dziećmi o własnej złości? Czy mamie w ogóle wypada się złościć? Co to za matka, która się złości? Czy złość oznacza bycie złą mamą, złym człowiekiem? Czy złoszczenie się jest dla matek… zakazane? Czy złość krzywdzi dziecko? Takie pytania zadawałam sobie przez długi czas. Szczególni wtedy, gdy wybuchałam złością często i intensywnie. Gdy moja złość była nie do zatrzymania. Podobnie jak następujące po niej wyrzuty sumienia. W moim konkretnym przypadku złość krzyczała o niezdiagnozowanej i nieleczonej depresji poporodowej, ale tak naprawdę może krzyczeć o wielu innych rzeczach. O zmęczeniu, głodzie, o niezaspokojonych potrzebach, deprywacji snu, nierozwiązanych konfliktach, o przekraczanych granicach. Złość może mieć destrukcyjną siłę, jeśli wyrażamy ją nieumiejętnie, jednak sama w sobie nie jest zła. Skłania nas do zajrzenia pod jej powierzchnię. Poznania przyczyny gorszego samopoczucia. Daje nam energię i impuls do zaopiekowania się sobą tylko… nie zawsze wiemy, jak to zrobić. Jak zaakceptować złość, odczytać komunikat, który chce nam przekazać i co właściwie z nim zrobić. Jak rozładować napięcie, nie krzywdząc przy tym innych. O tym wszystkim, przy współpracy z psycholożką i psychoterapeutką, napisałam książkę. To workbook dla dorosłych, w szczególności dla mam. Ale co z dziećmi? Jak z nimi rozmawiać o matczynych wybuchach złości? Jak oswajać tę emocję? Jak tłumaczyć, co mówić, by nie zrzucać na dziecko winy, gdy poniesie nas złość, a jednocześnie pokazywać, że złość to ludzka emocja i nasze dzieci też mogą się złościć?KIEDY MAMA SIĘ ZŁOŚCI… Tu z pomocą przychodzi Kasia Mikulska i jej książeczka dla dzieci, poruszająca temat… matczynej złości! To też pierwsza książka, którą zdecydowałam się objąć matronatem. Nie tylko dlatego, że jest pięknie wydana, bardzo merytoryczna i zawiera komentarz psycholożki dziecięcej, Oli Belty-Iwacz, znanej w sieci jako Mamologia, ale przede wszystkim dlatego, że jest potrzebna.
co powiedzieć mamie żeby wyjść z domu